niedziela, 22 maja 2011

Doświadczony ogrodnik

Doświadczony - ni mniej ni więcej to to samo, co posiadający wiedzę w danej dziedzinie. Tylko, że wiedza teoretyczna często mija się z doświadczeniem praktycznym.
Może więc doświadczony ogrodnik to taki, kto jest wciąż doświadczany przez powiedzmy….. naturę?!
Co nam daje teoria, kiedy wiosna w rozkwicie i w jednej chwili spada śnieg, ściska mróz? Żal patrzeć na spustoszenie po takich opadach. Po raz kolejny trzeba pochylić czoła przed nieprzewidywalną naturą.
 Myślę sobie: wpadnę do ogrodu, raz-dwa posieję, posadzę co trzeba i .. relaks w ogródku !
Ależ, ależ powoli - a kto usunie pięknie rozkwitłe mlecze, rozsiane w każdym zakątku? Nie tak łatwo je usunąć, a poza tym świadomość, że jedna piękna roślinka mlecza może wydać do 1000 sztuk nasion i rozsiać się po okolicy (dmuchawce, latawce wiatr..) - niezbyt mobilizuje człowieka do pracy.
Najszybszym sposobem na ich pozbycie się jest oberwanie wszystkich główek. Biegam więc po ogrodzie - uf!
Koniec - było żółto od mleczy - jest normalnie, czyli zielono. Na usunięcie części podziemnych przyjdzie czas.
Nie do końca ta metoda się sprawdza, ale chyba na całym świecie ogrodnicy i rolnicy nie znaleźli skutecznego rozwiązania. Mlecz jest nie do pokonania, więc dajmy mu rosnąć - przynajmniej częściowo.
Mamy piękny maj (już po opadach śniegu, mrozie i gradzie) i oczywiście wszystko posiane. Wschodzą nam nasze roślinki: rzodkiewki, sałaty, buraczki itd., kwitną kwiaty i krzewy i ......znowu pokłon naturze.
 Zamiast leżeć na leżaczku i łapać pierwszą prawdziwą opaleniznę, poczytać na świeżym powietrzu, ba! upichcić coś na grillu, to co robimy? Biegniemy w grządki!
Chwasty są bowiem szybsze, niż nasze nasionka, wychuchane, zaprawione na różne ewentualności, odmierzone, wyselekcjonowane, uklepane, zgrabione, podlane i nie wiem co jeszcze.
A więc plewimy moi drodzy! Plewimy! Wprawdzie nie każdy lubi to zajęcie, bo to i pozycja niezbyt wygodna (niektórzy plewią na klęczkach) i trochę boli kręgosłup – ale co tam. Dla naszych upragnionych roślinek damy radę.
Minął kolejny tydzień. Jest pięknie. Cieplutko, prawdziwy maj! I jeśli ktoś nie ma innych planów – to wiadomo :weekend w ogrodzie. Wystawiłam więc wcześniej leżaczek, parasol, przygotowałam zimne napoje. Ale co to? Mojego leżaczka prawie nie widać. No tak potrzebna kosiarka. Nie jestem zwolenniczką idealnego trawnika, jest zbyt „angielski” – to tak, jakby leżeć na leżaku w garniturze. Ale zwolenników bardzo częstego, przesadnego koszenia trawnika jest wielu i wciąż widzę ludzi koszących trawniki..
Kosić trzeba, a jak często – to już każdy wie najlepiej.
Wracam do mojego leżaczka. Przeczytałam cały rozdział – nawiasem pisząc o zapobieganiu wszelkich chorób w sadzie i nagle.. dostrzegam pięknie łuszczącą się farbę na altanie. Zima zrobiła swoje. Że też wcześniej tego nie zauważyłam!
Żegnaj leżaczku! Następny tydzień przyniesie dalszą piękną pogodę. Zaplanuję więc malowanie altany, a jak się „sprężę” to może i ”machnę” ławeczkę – jak mi oczywiście farby zostanie. Szybko wyschnie i będzie ślicznie.
W końcu mamy piękny maj. A co z moim relaksem? No jak to, przecież cały ogród to jeden wielki relaks! A leżaczek? No cóż, już niedługo czerwiec, więc może w czerwcu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz